czwartek, 23 stycznia 2014

Dziki zwierz - przyjaciel czy wróg?

Od autorki: Dwa posty na dzień - ten miałam w sumie przygotowany już dawno i nie mogłam się doczekać, żeby go opublikować. ^_^ Pomysł? Wypłynął spod rąk zarówno moich jak i koleżanki. ♥ 
Zawsze warto wesprzeć się radą innej osoby, która ma świetne pomysły. Dzięki wielkie. Wy również możecie podsuwać mi pomysły na kolejne rozdziały w komentarzach. Jeżeli jakiś będzie świetny, albo nawet idealny jest szansa, że użyję go. Prosiłabym, żeby przy pomysłach napisać pseudonim na który mogłaby być dedykacja. :3

Tutaj powitamy nowego bohatera, który zamoci w życiu Cat. Miłego czytania. 

___________________________________________________________________________

Dziś mija juz 4 grudnia. Czas tak szybko gna, aż trudno nadążyć. Dopiero była jesień, złociste liście ubarwiały ziemie, a teraz biały puch przykrywa zmarznięta trawę. Rano spadł śnieg. Obudziłam sie i z przyzwyczajenia spojrzałam na zegarek leżący tuz przy oknie. Moim oczom ukazał sie najpiękniejszy zimowy obraz, jaki do tej pory widziałam. Konary kilku grusz rosnących w ogrodzie były równomiernie pokryte śniegiem i lodem. We wschodzącym słońcu iskrzył sie niczym miliony kamieni szlachetnych zawieszonych na gałązkach bursztynowych rzeźb. Ziemia przykryta gruba warstwa zimnej piękności, staw skuty lodem. Watkowo piękna zimowa pora. Z samego rana przywitały mnie ulubione utwory Alice - ”Outside” i ”Rain” zespołu Hollywood Undead. Margaret wciąż jeszcze spała. Zajrzałam do sypialni naszych nowych rodziców. Od miesiąca mieszkamy w pięknej dwupiętrowej willi na obrzeżach miasta. Ogród za domem jest ogromny. Ozdabia go wiele drzew, krzewów, kwiatów i jeziorko, w którym pływają spore karpie i sumy. Ten obrazek co dzień rano ukazuje sie przed moim oknem. Lubię to miejsce, bo wsłuchiwanie sie w odgłosy natury jest najprzyjemniejsza czynnością w grudniu. Tak wiec w domu są dwie łazienki, kuchnia, salon na pierwszym i drugim piętrz, chyba 5 sypialni, siłownia i gabinet dla Simona - nowego taty. Siostry juz zaczęły mówić do niego ´tato´, ale ja jestem starsza i nie tak szybko potrafię przywiązać sie do ludzi. Oprócz Maxa i Marleny - nowej matki. Jest Polka, bardzo sympatyczna i godna zaufania osoba. Szybko wiedziała jaka jest moja historia, wszystko jej opowiedziałam. Zna mnie na wylot i w sumie ja również. Rozmawia nam sie na prawdę przyjemnie, nie owijamy w bawełnę. Wiec dzisiaj był mój pierwszy dzień szkoły w tym roku oczywiście. Zebrałam sie zgrabnie do kupy, ogarnęłam włosy i splotłam je w warkocz. Kosmyki pouciekały mi, ale wg Marleny tak było ładnie. Ubrałam sie w zwykła biała koszule i czarne spodnie. Płaszcz i tak wszystko zasłaniał, wiec nie było sensu zakładać dodatków. Simon podwiózł mnie pod samo wejście przepięknym czarnym mercedesem.

Początek był świetny - to szkoła dla przeciętnych, zwykłych ludzi, a mnie pod sam budynek podwozi znany biznesmen samochodem o którym niektórzy nawet marzyc nie mogą. Tylko Max wiedział, jaka tak na prawdę jestem. Przywitał mnie juz w samym progu tekstem ´witaj w twoim drugim domu´. No bardzo to zachęcające było. Część uczniów mijała nas, część spoglądała z podejrzana mina, a ta ostatnia najlepsza część witała mnie z otwartymi ramionami. Tak poznałam Grece i Carol. Po krótkim przemówieniu Maxa na temat tego jaka to nie jest ta szkoła zadzwonił dzwonek na lekcje. Ja musiałam jeszcze załatwić sprawy papierkowe związane z moim przyłączeniem sie do grona uczniów tej szkoły, wiec spotkaliśmy sie dopiero po 3 dzwonku na przerwę.

-I jak podoba ci sie w naszej nudnej dziurze? - zagadnął jakiś chłopak, ale Max z zemsta w spojrzeniu spławił go. Za bardzo sie przejmował. Nikt by mi przecież nic nie zrobił, ale jemu zależy, żebym nie wpakowała sie w nieodpowiednie towarzystwo, którego podobno tu pełno. -Chodź! Chce ci kogoś przedstawić. - był bardzo podekscytowany, prawie jak małe dziecko, które rozpakowuje prezenty. Nawet jeśli by mnie nie zaskoczył powinnam udawać zaskoczona i zachwycona, ale moje plany legły w gruzach. Wpadliśmy z hukiem do biblioteki, gdzie powinno być cicho, ale Max lubi łamać reguły.

-Ivo!!! - wydarł sie na cały głos wpadając na jakąś postać. Ja leżałam na podłodze i ocierałam ręką obolała głowę, a Max szalał z ekscytacji skacząc na przypadkowe osoby. Ciekawy sposób wyrażania radości.

-Czasami mnie przerażasz. - stanowcze stwierdzenia wybijają go zazwyczaj z rytmu szaleństwa, ale nie tym razem. Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę zaplecza. Spostrzegłam w tym całym chaosie bibliotekarkę i przeprosiłam ja za zamieszanie, jakie wywołał Max. On ciągnął mnie dalej i dalej wzdłuż regałów z książkami. Zatrzymaliśmy sie przy pierwszych drzwiach, które Max szarpnął i wykrzyczał ´niespodzianka!´. Chłopak stojący przy drukarce aż podskoczył wypuszczając z rak kilkanaście skserowanych stron. Obrócił sie w nasza stronę i spiorunował nas spojrzeniem rozzłoszczonego zwierzęcia.
-O..o prze..przepraszam. - Max przeczesywał włosy z mina niewinnej owieczki. Rzadko to jednak pomaga na wściekłego wilka. Miałam udawać zszokowana, gdy ujrzę niespodziankę, ale nie musiałam. Zaparło mi dech w piersi. Wilk to niezwykle przystojny wysoki brunet o piwnych oczach dzikiego zwierzęcia. Długie rzęsy współgrają z lśniącymi, ciemnymi tęczówkami. Włosy ma ani nie za krótkie, ani nie za długie. Wyraźne rysy twarzy dodają surowości całej postaci chłopaka.Wtedy ubrany był w ciemnoczerwona kraciasta koszule świetnie pasująca do poprzecieranych czarnych spodni. Granatowe Nike były takim dodatkiem podkreślającym cały szyk stroju. Stałam oniemiała, dopiero gdy mnie zauważył, co trochę trwało, ocknęłam sie z letargu. 
-Cóż to za piękność Max? Najpierw trzeba wpuszczać do środka kobietę. W tym przypadku byłoby również lepiej dla ciebie. - piękność? Kobieta? Nieźle sie zaczyna. Po pierwsze nikt oprócz Maxa nie mówił mi, ze jestem ´pięknością´, a po drugie większość ludzi woła na mnie dziewczyna, nigdy kobieta. Oblała mnie fala gorąca i prawdopodobnie przed nimi stał buraczek, a nie Caterine. Spojrzałam w gore i przed oczami ukazała sie dłoń ozdobiona dwoma srebrnymi sygnetami.

-Ivo. - nogi mi sie uginały, a on jeszcze wyciąga dłoń, przedstawia sie i szeroko do mnie uśmiecha. Zawał? Owszem. Serce przebijało mi zebra i resztę narządów wewnętrznych stojących mu na drodze do wolności. Klatka z kilku kości nie stanowiła większego problemu. Przedstawiłam sie nie tracąc jakimś cudem przytomności. Max jeszcze chwile kłócił sie z brunetem o to, która szkolna drużyna wygra dzisiejszy mecz. Widać, ze są najlepszymi przyjaciółmi. Sprzeczają sie, dochodzi nawet do drobnych rękoczynów, a później razem sie z tego śmieją. I to szczerze. Sielankę przerwał dzwonek na lekcje. Jakimś cudem jestem w klasie razem z moim ukochanym utrapieniem, czyli innymi słowy z Maxem.

-Chodź idziemy na lekcje. Teraz matematyka, wole wywrzeć dobre pierwsze wrażenie. - nigdy nie byłam dobra z matematyki, wiec chciałam sie chociaż nie spóźnić na pierwsza lekcje.

-Ivo, idziesz?! - słucham? No to pięknie. Zakładałam, ze w ławce siedzą razem, wiec nici z pomocy Maxa. Jest podobno najlepszy z matematyki. Weszliśmy do sali na szczęście równo z nauczycielem. Okazało sie, ze ławki przygotowane są na 3 osoby, wiec nie będzie problemu z siedzeniem razem. Ale Grace i Carol zwerbowały mnie do swojej ławki i porzuciłam chłopaków z wymalowanym przygnębieniem na twarzach. Lekcje przemijały jedna za druga, coraz lepiej sie nam w piątkę rozmawiało. Znaleźliśmy sobie dobre miejsce przy automacie z napojami. Mieściliśmy sie tam wszyscy i żadne z nas nie przeszkadzało innym w poruszaniu się. Gdy chłopaki poszli kupić cos do picia Elsa od razu oczywiście zaczęła sie wypytywać o szczegóły.
-Chodzisz z Maxem? Nieźle razem wyglądacie. - cieszyła sie prawie tak samo jak ja. Szalona z niej dziewczyna. Ubzdura sobie, ze ktoś z kimś jest, bo razem siedzieli i rozmawiali.

-W sumie to nie wiem, czy chodzimy ze sobą, ale Max na pewno cos do mnie czuje. - starałam sie nie popaść w histerie, gdy poczułam jego dłoń na swoim ramieniu. Wydawał sie jednak zbyt spokojny, wiec najwidoczniej nic nie słyszał.

Zadzwonił dzwonek. Koniec ostatniej lekcji. Wreszcie można do domu. Podczas jednej z przerw rozmawiałam z Ivo o swoich zainteresowaniach. Podobno jest całkiem dobrym malarzem i zaproponował mi pokazać kilka sztuczek plastycznych. Zgodziłam sie oczywiście. Pożegnałam sie ze wszystkimi i juz tylko ja i brunet czekaliśmy na ławkach w parku na Simona. Wreszcie przyjechał i zabrał nas do domu. Czas mijał zbyt szybko. Świetnie nam sie rozmawiało, to co zdradził mi Ivo na pewno będzie bardzo pomocne w mojej dalszej karierze z płótnem. Nadjeżdżał juz autobus, którym miał wracać do domu.

-Masz talent. Może kiedyś to ty czegoś nauczysz mnie i wcale nie musi to być związane z malarstwem. -spojrzał na mnie tak, ze bez trudu moje ciało rozpłynęłoby się. Zaczął bawić sie kosmykiem moich włosów. Twarz na pewno została pochłonięta przez szkarłatny rumieniec. Bałam sie spojrzeć mu w oczy. Z opresji wyratował mnie dźwięk klaksonu. Autobus był na miejscu.
-Dzięki za miłe popołudnie. Do zobaczenia jutro. - pożegnałam sie i od razu pobiegłam do pokoju, żeby uniknąć przesłuchania ze strony Alice. Opadłam na lóżko i gapiłam sie bezmyślnie w sufit. Nadal patrzę sie w niego myśląc zarówno o Maxie jak i o Ivo. Oby dwoje są cudowni, ale na którym zależy mi bardziej? Max mnie uratował od ojca kilka krotnie, a Ivo po prostu pojawił sie w moim życiu i pomógł rozwijać umiejętności. Mam nadzieje, ze jutrzejszy dzień nie przyniesie zbyt wielu nieprzyjemnych wydarzeń. Zycie rożne scenariusze pisze, ale zła w moim było juz za dużo. Liczę na Happy Endy nadchodzących dni.
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz