Zawsze warto wesprzeć się radą innej osoby, która ma świetne pomysły. Dzięki wielkie. Wy również możecie podsuwać mi pomysły na kolejne rozdziały w komentarzach. Jeżeli jakiś będzie świetny, albo nawet idealny jest szansa, że użyję go. Prosiłabym, żeby przy pomysłach napisać pseudonim na który mogłaby być dedykacja. :3
Tutaj powitamy nowego bohatera, który zamoci w życiu Cat. Miłego czytania.
___________________________________________________________________________
Dziś mija juz 4 grudnia. Czas tak szybko gna, aż trudno nadążyć. Dopiero była jesień, złociste liście ubarwiały ziemie, a teraz biały puch przykrywa zmarznięta trawę. Rano spadł śnieg. Obudziłam sie i z przyzwyczajenia spojrzałam na zegarek leżący tuz przy oknie. Moim oczom ukazał sie najpiękniejszy zimowy obraz, jaki do tej pory widziałam. Konary kilku grusz rosnących w ogrodzie były równomiernie pokryte śniegiem i lodem. We wschodzącym słońcu iskrzył sie niczym miliony kamieni szlachetnych zawieszonych na gałązkach bursztynowych rzeźb. Ziemia przykryta gruba warstwa zimnej piękności, staw skuty lodem. Watkowo piękna zimowa pora. Z samego rana przywitały mnie ulubione utwory Alice - ”Outside” i ”Rain” zespołu Hollywood Undead. Margaret wciąż jeszcze spała. Zajrzałam do sypialni naszych nowych rodziców. Od miesiąca mieszkamy w pięknej dwupiętrowej willi na obrzeżach miasta. Ogród za domem jest ogromny. Ozdabia go wiele drzew, krzewów, kwiatów i jeziorko, w którym pływają spore karpie i sumy. Ten obrazek co dzień rano ukazuje sie przed moim oknem. Lubię to miejsce, bo wsłuchiwanie sie w odgłosy natury jest najprzyjemniejsza czynnością w grudniu. Tak wiec w domu są dwie łazienki, kuchnia, salon na pierwszym i drugim piętrz, chyba 5 sypialni, siłownia i gabinet dla Simona - nowego taty. Siostry juz zaczęły mówić do niego ´tato´, ale ja jestem starsza i nie tak szybko potrafię przywiązać sie do ludzi. Oprócz Maxa i Marleny - nowej matki. Jest Polka, bardzo sympatyczna i godna zaufania osoba. Szybko wiedziała jaka jest moja historia, wszystko jej opowiedziałam. Zna mnie na wylot i w sumie ja również. Rozmawia nam sie na prawdę przyjemnie, nie owijamy w bawełnę. Wiec dzisiaj był mój pierwszy dzień szkoły w tym roku oczywiście. Zebrałam sie zgrabnie do kupy, ogarnęłam włosy i splotłam je w warkocz. Kosmyki pouciekały mi, ale wg Marleny tak było ładnie. Ubrałam sie w zwykła biała koszule i czarne spodnie. Płaszcz i tak wszystko zasłaniał, wiec nie było sensu zakładać dodatków. Simon podwiózł mnie pod samo wejście przepięknym czarnym mercedesem.
Początek był świetny - to szkoła dla przeciętnych, zwykłych
ludzi, a mnie pod sam budynek podwozi znany biznesmen samochodem o którym niektórzy
nawet marzyc nie mogą. Tylko Max wiedział, jaka tak na prawdę jestem. Przywitał
mnie juz w samym progu tekstem ´witaj w twoim drugim domu´. No bardzo to zachęcające
było. Część uczniów mijała nas, część spoglądała z podejrzana mina, a ta
ostatnia najlepsza część witała mnie z otwartymi ramionami. Tak poznałam Grece
i Carol. Po krótkim przemówieniu Maxa na temat tego jaka to nie jest ta szkoła
zadzwonił dzwonek na lekcje. Ja musiałam jeszcze załatwić sprawy papierkowe związane
z moim przyłączeniem sie do grona uczniów tej szkoły, wiec spotkaliśmy sie
dopiero po 3 dzwonku na przerwę.
-I jak podoba ci sie w naszej nudnej dziurze? - zagadnął jakiś
chłopak, ale Max z zemsta w spojrzeniu spławił go. Za bardzo sie przejmował.
Nikt by mi przecież nic nie zrobił, ale jemu zależy, żebym nie wpakowała sie w
nieodpowiednie towarzystwo, którego podobno tu pełno. -Chodź! Chce ci kogoś przedstawić.
- był bardzo podekscytowany, prawie jak małe dziecko, które rozpakowuje
prezenty. Nawet jeśli by mnie nie zaskoczył powinnam udawać zaskoczona i
zachwycona, ale moje plany legły w gruzach. Wpadliśmy z hukiem do biblioteki,
gdzie powinno być cicho, ale Max lubi łamać reguły.
-Ivo!!! - wydarł sie na cały głos wpadając na jakąś postać.
Ja leżałam na podłodze i ocierałam ręką obolała głowę, a Max szalał z
ekscytacji skacząc na przypadkowe osoby. Ciekawy sposób wyrażania radości.
-Czasami mnie przerażasz. - stanowcze stwierdzenia wybijają
go zazwyczaj z rytmu szaleństwa, ale nie tym razem. Złapał mnie za nadgarstek i
pociągnął w stronę zaplecza. Spostrzegłam w tym całym chaosie bibliotekarkę i przeprosiłam
ja za zamieszanie, jakie wywołał Max. On ciągnął mnie dalej i dalej wzdłuż regałów
z książkami. Zatrzymaliśmy sie przy pierwszych drzwiach, które Max szarpnął i
wykrzyczał ´niespodzianka!´. Chłopak stojący przy drukarce aż podskoczył wypuszczając
z rak kilkanaście skserowanych stron. Obrócił sie w nasza stronę i spiorunował
nas spojrzeniem rozzłoszczonego zwierzęcia.
-O..o prze..przepraszam. - Max przeczesywał włosy z
mina niewinnej owieczki. Rzadko to jednak pomaga na wściekłego wilka. Miałam udawać
zszokowana, gdy ujrzę niespodziankę, ale nie musiałam. Zaparło mi dech w
piersi. Wilk to niezwykle przystojny wysoki brunet o piwnych oczach dzikiego zwierzęcia.
Długie rzęsy współgrają z lśniącymi, ciemnymi tęczówkami. Włosy ma ani nie za krótkie,
ani nie za długie. Wyraźne rysy twarzy dodają surowości całej postaci chłopaka.Wtedy ubrany był w ciemnoczerwona kraciasta koszule świetnie
pasująca do poprzecieranych czarnych spodni. Granatowe Nike były takim
dodatkiem podkreślającym cały szyk stroju. Stałam oniemiała, dopiero gdy mnie zauważył,
co trochę trwało, ocknęłam sie z letargu.
-Cóż to za piękność Max? Najpierw trzeba wpuszczać do środka
kobietę. W tym przypadku byłoby również lepiej dla ciebie. - piękność? Kobieta?
Nieźle sie zaczyna. Po pierwsze nikt oprócz Maxa nie mówił mi, ze jestem ´pięknością´,
a po drugie większość ludzi woła na mnie dziewczyna, nigdy kobieta. Oblała mnie
fala gorąca i prawdopodobnie przed nimi stał buraczek, a nie Caterine.
Spojrzałam w gore i przed oczami ukazała sie dłoń ozdobiona dwoma srebrnymi
sygnetami.
-Ivo. - nogi mi sie uginały, a on jeszcze wyciąga dłoń,
przedstawia sie i szeroko do mnie uśmiecha. Zawał? Owszem. Serce przebijało mi
zebra i resztę narządów wewnętrznych stojących mu na drodze do wolności. Klatka
z kilku kości nie stanowiła większego problemu. Przedstawiłam sie nie tracąc jakimś
cudem przytomności. Max jeszcze chwile kłócił sie z brunetem o to, która
szkolna drużyna wygra dzisiejszy mecz. Widać, ze są najlepszymi przyjaciółmi. Sprzeczają
sie, dochodzi nawet do drobnych rękoczynów, a później razem sie z tego śmieją.
I to szczerze. Sielankę przerwał dzwonek na lekcje. Jakimś cudem jestem w
klasie razem z moim ukochanym utrapieniem, czyli innymi słowy z Maxem.
-Chodź idziemy na lekcje. Teraz matematyka, wole wywrzeć
dobre pierwsze wrażenie. - nigdy nie byłam dobra z matematyki, wiec chciałam
sie chociaż nie spóźnić na pierwsza lekcje.
-Ivo, idziesz?! - słucham? No to pięknie. Zakładałam, ze w
ławce siedzą razem, wiec nici z pomocy Maxa. Jest podobno najlepszy z
matematyki. Weszliśmy do sali na szczęście równo z nauczycielem. Okazało sie,
ze ławki przygotowane są na 3 osoby, wiec nie będzie problemu z siedzeniem
razem. Ale Grace i Carol zwerbowały mnie do swojej ławki i porzuciłam chłopaków
z wymalowanym przygnębieniem na twarzach. Lekcje przemijały jedna za druga,
coraz lepiej sie nam w piątkę rozmawiało. Znaleźliśmy sobie dobre miejsce przy
automacie z napojami. Mieściliśmy sie tam wszyscy i żadne z nas nie
przeszkadzało innym w poruszaniu się. Gdy chłopaki poszli kupić cos do picia
Elsa od razu oczywiście zaczęła sie wypytywać o szczegóły.
-Chodzisz z Maxem? Nieźle razem wyglądacie. - cieszyła sie
prawie tak samo jak ja. Szalona z niej dziewczyna. Ubzdura sobie, ze ktoś z kimś
jest, bo razem siedzieli i rozmawiali.
-W sumie to nie wiem, czy chodzimy ze sobą, ale Max na pewno
cos do mnie czuje. - starałam sie nie popaść w histerie, gdy poczułam jego dłoń
na swoim ramieniu. Wydawał sie jednak zbyt spokojny, wiec najwidoczniej nic nie
słyszał.
Zadzwonił dzwonek. Koniec ostatniej lekcji. Wreszcie można
do domu. Podczas jednej z przerw rozmawiałam z Ivo o swoich zainteresowaniach.
Podobno jest całkiem dobrym malarzem i zaproponował mi pokazać kilka sztuczek
plastycznych. Zgodziłam sie oczywiście. Pożegnałam sie ze wszystkimi i juz
tylko ja i brunet czekaliśmy na ławkach w parku na Simona. Wreszcie przyjechał
i zabrał nas do domu. Czas mijał zbyt szybko. Świetnie nam sie rozmawiało, to
co zdradził mi Ivo na pewno będzie bardzo pomocne w mojej dalszej karierze z płótnem.
Nadjeżdżał juz autobus, którym miał wracać do domu.
-Masz talent. Może kiedyś to ty czegoś nauczysz mnie i wcale
nie musi to być związane z malarstwem. -spojrzał na mnie tak, ze bez trudu moje
ciało rozpłynęłoby się. Zaczął bawić sie kosmykiem moich włosów. Twarz na pewno
została pochłonięta przez szkarłatny rumieniec. Bałam sie spojrzeć mu w oczy. Z
opresji wyratował mnie dźwięk klaksonu. Autobus był na miejscu.
-Dzięki za miłe popołudnie. Do zobaczenia jutro. - pożegnałam
sie i od razu pobiegłam do pokoju, żeby uniknąć przesłuchania ze strony Alice.
Opadłam na lóżko i gapiłam sie bezmyślnie w sufit. Nadal patrzę sie w niego myśląc
zarówno o Maxie jak i o Ivo. Oby dwoje są cudowni, ale na którym zależy mi
bardziej? Max mnie uratował od ojca kilka krotnie, a Ivo po prostu pojawił sie
w moim życiu i pomógł rozwijać umiejętności. Mam nadzieje, ze jutrzejszy dzień
nie przyniesie zbyt wielu nieprzyjemnych wydarzeń. Zycie rożne scenariusze
pisze, ale zła w moim było juz za dużo. Liczę na Happy Endy nadchodzących dni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz