środa, 5 lutego 2014

Człowiek człowiekowi wilkiem

Od autorki: Stwierdzam, że rozdziały ostatnio wychodzą mi bardzo długie. Mam nadzieję, że nie zrazi was to. :)
Miałam narysować bohaterów, jak ich sobie wyobrażam, ale niestety lenistwo mi nie pozwala. I niestety ostatnio mi nie wiele rysunków wychodzi. Tak więc na razie zapraszam do czytania kolejnego rozdziału. Lekkie spięcie. A jak to się rozwinie? Zobaczymy. :3
________________________________________________________________

Zamiast spać w nocy po odwiedzinach Ivo, myślałam, a raczej marzyłam o ponownym spotkaniu. Mam Maxa i to powinno mi wystarczyć. Gdy zaczynałam wyobrażać sobie jego reakcje, gdy dowiaduje się o wczorajszym zajściu, odechciało mi się żyć i nie miałam najmniejszej ochoty wstać. Schowałam się pod pościelą udając obłożnie chorą. Minus moich rodziców? Sama nie wiem, kiedy zaczęłam mówić do nich "mamo" i "tato". Pomimo braku dzieci znają się na naszych sposobach jak nikt inny. Uznali, że coś się stało więc Marlena namówiła mnie na rozmowę w cztery oczy.
-I widzisz...nie chce wybierać pomiędzy nimi. Boje się odwzajemnić jedno uczucie, bo zranię to drugie. - musiałam wyglądać na prawdę żałośnie. Nie patrzyłam jej w twarz, bo oczy zachodziły łzami. Nie lubię, gdy ktoś z rodziny widzi jak płaczę.
-Wiesz, miałam podobną sytuację. Nie wybrałam żadnego z chłopaków. Zostaliśmy przyjaciółmi i... - musiałam jej przerwać. Wiem, może było to trochę nie grzeczne, ale nie chciałam dłużej słuchać takiego kazania. Fakt, może i doświadczyła podobnej sytuacji, ale nie wiedziała jak ja się czuję.
-Ale ja kocham ich obu! - z gardła wydobył się donośny krzyk, choć wcale nie miał nim być. Padłam na łóżko jak zwłoki. Poduszka wydała mi się najlepszym przyjacielem. Zawsze można ją przytulić, wypłakać się. Nie będzie narzekać na zbyt mocne ściskanie, nie ucieknie. Po prostu nie będzie się opierać. Łzy spływały na nią powoli i leniwie. Gdy spływają szybko, co jest przyjemnym uczuciem, wiem, że bardzo czymś się przejęłam. W takich chwilach popadam w depresje i nikt nie może wyciągnąć mnie z pokoju. Nastrój poprawia mi gorąca herbata lub kakao i czas. Aby rany się zagoiły potrzeba czasu. Blizny mogą pozostać, ale po pewnym okresie nie zwracamy na nie uwagi, a nawet uznajemy, że dodają nam urody.
-Nie płacz. Wiesz, nie mogę ci powiedzieć co powinnaś zrobić. To twoje życie, ale jeżeli miałabym ci podsunąć pomysł to sądzę, że powinnaś przekonać się, na którym bardziej ci zależy. Myślę, że obaj są bardzo mili i ciekawi. - uśmiechała się serdecznie. Usiadłam i przyglądałam się szumiącym drzewom z uwagą. Marlena wstała i ucałowała mnie w czoło. - Którego byś nie wybrała to będzie dobra decyzja.
Wyszła z pokoju, a ja zostałam sama z tymi brutalnymi myślami wyboru. Jasne, to nie może być dobra decyzja, skoro mogę zranić osobę, którą kocham jak nigdy. Życie na prawdę nie potrafi być łatwe. Jedynymi, dość odprężającymi obrazami w mojej głowie był krajobraz za oknem. Zimowe poranki wydaja się piękne, pomimo zimna którego nie znoszę. Nie wiem, jak długo zastanawiałam się nad kolejnym krokiem. Koniec końców wstałam i przyszykowałam się do wyjścia. W czterech ścianach pukanie do drzwi rozległo się głośnym echem. Podbiegłam do drzwi, ale gdybym wiedziała kto przyszedł na pewno bym nie otworzyła. Ivo.
-Cześć. Nie chciałabyś ze mną pójść do szkoły? - gdyby nie moje dylematy zgodziłabym się. Jednak i tak zostałam zmuszona do wyjścia razem z nim. Alice i mama spiskowały przeciwko mnie. Gdy siostra podeszła do mnie już wiedziałam o co chciała zapytać. Wolałam uniknąć kompromitacji i szybko ruszyłam razem z przystojniakiem w stronę jego motoru. Miałam niejakie opory, bo od wypadku mojego przyjaciela i mamy jestem zwolenniczka spacerów. Wole unikać sytuacji zagracających życiu. Znów zostałam zmuszona. Ivo dosłownie podniósł mnie i posadził za sobą. Ruszyliśmy z piskiem opon. Boje się szybkiej jazdy a on perfidnie to wykorzystał. Wtuliłam się w jego kurtkę mocno ściskając go w talii. Nie mógł raczej oddychać. Dojechaliśmy, a może wreszcie dojechaliśmy pod budynek liceum. Część dziewczyn świdrowała mnie wzrokiem zazdrości, część unikała a część tzn. Grece i Carol obskakiwały mnie i zadręczały pytaniami. Dobrze, ze Max tego nie widział. Byłaby niezła afera. Pierwsze trzy lekcje minęły spokojnie. Przed czwarta spotkaliśmy się wszyscy razem. Do moich uszu nic nie docierało. W pewnym momencie wyłapałam z hałasu słowo ´dyskoteka´.
-Co? Jaka dyskoteka? - wszyscy popatrzyli na mnie i zaczęli się śmiać. Ja również. Byłam nieobecna, ale słowa o zabawie do mnie doleciały.
-Nie wiedziałaś? Dzisiaj odbędzie się zabawa roku. Gdybyś nie przyszła byłbym bardzo zawiedziony. - Max czasami bardzo wszystko słodził. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby nie było Ivo. Siedział na przeciwko mnie i w tamtej chwili strasznie sposępniał. Max na dodatek objął mnie i przycisnął lekko do siebie. Wreszcie zadzwonił dzwonek na lekcje. Przez resztę zajęć rozmawiałam z dziewczynami o planach na dyskotekę, jak się ubiorę, uczeszę itp. Po ostatniej lekcji spotkałam się jeszcze z Maxem.
-W co się ubierzesz? Nie mogę się doczekać tańca z tobą. - nie spodziewałam się, że Max potrafi tańczyć. Byłam jednak pozytywnie zaskoczona. Chętnie przetańczę z nim cała noc. Zanim odpowiedziałam mu przewróciłam oczami i zaśmiałam się.
-Ciekawe jaki z ciebie tancerz. - uwielbiam się drażnić z ludźmi, a zwłaszcza z Maxem. Założył ręce na pierś i nadmuchał policzki. Wyglądał słodko udając złego.
-No wiesz. Jak możesz we mnie wątpić? - mistrz. Żeby go udobruchać przytuliłam się i pocałowałam w policzek.
-Ubiorę się w krótkie spodenki i nowa bluzkę. Z resztą zobaczysz. - uśmiechnęłam się i pościłam go. Właśnie przyjechał Simon swoim mercedesem, a skoro już tam był to skorzystałam z okazji i zabrałam się z nim. Przed odjazdem odwróciłam głowę jeszcze w stronę Maxa i pomachałam mu. - Do zobaczenia!
Czy usłyszał, nie wiem, ale odmachał. Miałam nadzieje, ze moja skromna kreacja na wieczór spodoba mu się. 


***

Zdecydowałam się na krótkie ciemne dżinsowe spodenki z przetarciami na kieszeniach. Do tego nowa bluzka. Biała z rękawami do łokci. Szeroka świetnie nadaje się do tańców, owija się wokół talii i wraca do poprzedniego kształtu. Jest gładka, bez żadnych obrazków, które i tak byłyby zbędne. Długość i szerokość sprawiają wrażenie zmarszczek, wiec bluzka nie jest wcale taka zwyczajna. Granatowe trampki były najodpowiedniejsze. Do ciemnych spodenek pasowały idealnie. Na dyskotekach nienawidzę mieć rozpuszczone włosy. Spięłam je jak najwyżej w ładny kok. Wyszedł dość przyzwoicie. Bransoletki i byle jakie łańcuszki nie były potrzebne. Gotowa. Tato podwiózł mnie pod szkołę. Max wysłał mi SMS, że prawdopodobnie się spóźni. Na szczęście Grace i Carol były, wiec nie miałam pretensji. Bawiłyśmy się świetnie. Alkohol co prawda był, ale ni piłam dużo. Pierwsze 2 godziny minęły wspaniale. Dobra muzyka, ludzie i po prostu zabawa. Zapomniałam o Maxie, szczerze mówiąc. Po jakimś czasie zaczęli zapuszczać wolne piosenki, tzw. przytulance. Jeśli nie ma się z kim tańczyć, to siedzi się pod ścianą jak zbity pies. Tak tez zrobiłam. Dołączyła się do mnie Grace. Carol szalała na parkiecie z jakimś przystojnym blondynem. Jej rude długie włosy smerały chłopaka. Po pierwszym wolniejszym utworze zniknęli nam z pola widzenia. Jak to zawsze bywa, gadałam z Grace bez przerw. Oprócz jednej. Rozmawiałyśmy w najlepsze, gdy katem oka dostrzegłam stojącą nad nami postać. Pod migoczące światło nie mogłam dostrzec kto to był.
-Zatańczysz? - osoba wyciągnęła do mnie dłoń. Ten głos. Wszędzie bym go poznała. Spokojny, niski głos. Ivo. Ubrany był w czarne spodnie, nie do końca obcisłe. Idealne, nie za ciasne nie za luźne. Czerwona niezapięta koszula pasowała do białego t-shirta i trampek w tym samym kolorze. Czy on musi być zawsze tak przystojny i idealny? Nie przesadzam, mógłby być w rankingu najprzystojniejszych mężczyzn w USA. I to na podium. Podałam mu rękę i rzuciłam jeszcze niepewne spojrzenie blondynce. Zaśmiała się i pomachała mi. Skupiłam się na brunecie. Akurat leciała spokojna piosenka, wiec przytuliłam się do niego. Zrównaliśmy oddechy i ruchy ciał. Czułam przepływająca krew, bicie jego serca i niespokojnie unosząca się klatkę piersiowa. Był tak samo podekscytowany jak ja. Ciekawe. Cieszyłam się. Z czego? Do tej pory nie wiem, a jest już ranek. Chwila ukojenia umysłu nie trwała jednak długo. Sekundę przed odrzutem usłyszałam szybki krok. Przed oczami mignęła mi pieść. Odskoczyłam przerażona i upadłam na ziemie. Chwile trwało zanim się otrząsnęłam i uświadomiłam co i jak. Spojrzałam na napastnika. Max. Stał nad krwawiącym Ivo zdyszany i rozdrażniony. Nawet wściekły.
-Co ty do cholery robisz?! - zerwałam się na równe nogi i potrząsnęłam Maxem. Krew we mnie wrzała. Umysł był na granicy wytrzymałości. Co mu odbiło? Oddychał szybko, ale miarowo. Wciąż patrzył na leżącego bruneta. Obaj maja dość siły by zrobić sobie krzywdę. Nie zamierzałam tego tolerować i złapałam Maxa za kołnierz od kurtki. Siła zawlokłam do szatni. W ciszy się ubrałam, pożegnałam dziewczyny i Ivo. Wyszliśmy przed budynek szkoły. Oparłam dłoni o barierkę i gapiłam się w niebo. Gwiazdy nie spadały ni dla mnie ani dla nikogo. Podmuchy mroźnego zimowego wiatru gwałtownie poruszały zmarzniętymi drzewami. Porzucone gniazda spadały z konarów drzew. Szkoda. Ptaki się zdziwią gdy wrócą do domów. Życie jest ciężkie.
-Przepraszam. Poniosło mnie. - nie odwróciłam twarzy ani nie opowiedziałam. Żywiłam się spokojem natury. Max rozkopywał noga śnieg. Na pewno był zmartwiony. Czułam, ze nie chciał tego zrobić, ale pewności mieć nigdy nie będę. Odwiązałam cześć slow i zdobyłam sie na odwagę.
-Nie mnie tutaj przepraszaj tylko Ivo. - rzuciłam mu najostrzejsze spojrzenie na jakie mogłam sie zdobyć. Fakt jest taki, ze nie potrafię się gniewać na osobę, którą kocham. Wyjątkiem jest rodzina.
-Zasłużył sobie. Zostawiam was na chwile, a ten dureń już planuje romanse. - czasami mam ochotę zrzucić na niego bombę. Denerwuje mnie jak nikt inny. To dlatego jednak, ze nie chce żeby robił coś głupiego. Prychnęłam. -A ty się mu dajesz. Jeżeli nie potrafisz się oprzeć jego urokowi zerwij kontakt ze mną. Nie chce być tym drugim!
-Zaraz dostaniesz w twarz! Nikomu sie nie daje. - wybuch za wybuchem. On na prawdę przesadził. Jak mógł pomyśleć, ze ja bym mogła go zdradzić. Idiota. -Jeżeli ci się coś nie podoba, że mam przyjaciół może jesteś zazdrosny?
-Martwię się o ciebie. Nie chce cie stracić! - podbiegł do mnie i złapał za ramiona. Oczy ma piękne, ale osobowość nie zawsze jest idealna.
-Nie możesz stracić kogoś kogo nie masz! Nie jestem twoja własnością! Niczyja, sama! Rozumiesz?! - odepchnęłam go i uciekłam do parku. Pierwsza lepsza ławka. Pierwsze lepsze drzewo. Cokolwiek w co można uderzyć. Padło na śmietnik później na sosnę. Dłonie po zewnętrznej stronie pokaleczyłam, ale złość nie pozwoliła być spokojna. Nie chciałam tego powiedzieć. Moje ostatnie słowa rozbrzmiewały echem pośród moich zbłąkanych zniekształconych uczuć. Rozpacz, gniew i bezsilność wylewały się trzema wodospadami i zapełniały puste jeziora w moim sercu. W kilka sekund zrozumiałam swój błąd. Pobiegłam z powrotem do szkoły. Przeszukała budynek. Tam go nie było. Na zewnątrz również. Na parkingu spotkał mnie najgorszy list w życiu. W zaspie wypisane było: ”Przepraszam. Kocham cie. Może się zobaczymy, może nie. Zrób coś dla mnie. Bądź szczęśliwa. I przeproś Ivo. Dziękuje.”
Zniknął. Opadłam na kolana. Podparłam się jedna rękę o zimna drogę, druga zasłoniłam twarz. Łzy spływały po policzkach szybko i nierównomiernie. Kropla za kropla spadała na lód. Moje emocje nie istniały. Rozpłynęły się razem ze łzami. Cały ból  Znak zapytania widniał nad moim życiem. Co teraz? Każda bitwę emocjonalna zazwyczaj wygrywałam, a te przegrałam z powodu własnej głupoty i egoizmu. Nigdy nie cierpiałam tak bardzo, nawet po wypadku mamy. Płacz, rozpacz, zal i gniew. Jedyne czynności i emocje jakie czułam. Opuściłam głowę. Włosy opadły na śnieg i oblodzona ulice.
-Max! Przepraszam!!! - wykrzyczałam najgłośniej jak tylko mogłam. Głośny płacz zagłuszył kolejne słowa. Serce pękało, zostało rozerwane. Dusza przebita szablą. Część mnie jest już za daleko, żeby ja dosięgnąć. Szans brak. Nie chcę by był to koniec, ale najgorsze jest to, że nie mam siły zadzwonić,


***

Nie pamiętam jak dostała się do domu. Taxi? Być może. Wślizgnęłam się przez otwarte okno. Nie chciałam nikogo budzić. Czerwona, mokra, zmarznięta i martwa. Po co ktoś miał mnie widzieć? Teraz leżę i patrze w sufit. Nie próbuję nawet zasnąć. Nie uda mi się to. Moje szare życie przybrało barwę głębokiej nieprzeniknionej czerni. Biel śniegu nic nie da. Czuje się jak rozbitek. Pozbawiony wszystkiego. Z dala od swej miłości, marzeń i pragnień. Gdzie jesteś Max. Wróć. Proszę. Błagam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz