sobota, 16 listopada 2013

Nowy przyjaciel?

~Kath. Masz może chwilę? Przyszedł tutaj pewien ... chłopak. Chcę porozmawiać z kimś najstarszym, ale najbardziej rozgarniętym. Serce podeszło mi do gardła. Nie mieliśmy odwiedzin od ostatnich dwóch lat. A tu na dodatek odwiedza nas "chłopak". No ludzie ...
~Yyy ... Cześć. W czymś mogę pomóc? - zabrzmiało to tak, jakbym mówiła do osoby o 20 lat starszej.
~Właściwie tak ... mogę wejść?
~Hmm ... Margaret, czy ojciec śpi? - zwróciłam się do mojej 11-letniej siostry.
~Tak, śpi. Wątpię, że obudzi się szybko po trzech 0,7l.
~Uf. Dobrze wejdź jeśli się jeszcze nie wystraszyłeś. - powiedziałam, czując, jak robię się cała czerwona. Chłopak wydawał się jednak nie poruszony sytuacją w naszym domu, bałaganem, smrodem kilkunastu butelek wódki.
~Dziękuję, ale może chciałabyś wyjść na dwór? Jak widzę, nie można pogadać sobie w spokoju. - stwierdził, spoglądając spode łba na moje siostry ukryte za drzwiami.
"One wszystko muszą wiedzieć, ale nie mogę ich tutaj zostawić. Na poddaszu powinniśmy mieć chwilę spokoju." Zastanawiałam się chwilę, po czym stwierdziłam:
~Myślę, że na poddaszu powinno być dość spokojnie. - odwróciłam się do 3 par gumowych uszu i powiedziałam dość głośno. - Powtarzam, na poddaszu powinno być dość spokojnie! Siostry zaczęły się cicho śmiać, ale wiedziałam, że zrozumiały. Zaprosiłam tego ... chłopaka do domu, poszliśmy na poddasze. Przyszykowałam jakieś ciastka i nalałam wodę do szklanek w kuchni, po czym chciałam pójść na górę, ale wiadomo, że nie obyło się bez pytań moich sióstr.
~Co o nim myślisz? Wydaję się miły i jest ładny. - rozmarzyła się Alice, ale nie mogłam pozwolić, żeby z takiego przystojniaka słowem "ładny" robiła pedałka.
~Alice ... PRZYSTOJNY, A NIE ŁADNY!
Szybko skończyłam rozmowę i odwróciłam się na pięcie. Maszerując do drzwi czułam, jak piorunujące spojrzenie mojej siostruni wywierca mi dziurę w plecach.


*

Strych/poddasze.

~Przepraszam, że tak długo. Musiałam znaleźć tacę. - cóż, co prawda skłamałam, ale nie mogłam mu powiedzieć, dlaczego mnie tak długo nie było. Wyśmiał by moją siostrę, a nie lubię jak ktoś się z nich nabija. Wystarczą mi obelgi w moim kierunku.
~Nie ma problemu. I tak nie mam co robić w domu, więc myślę, że mogę tu trochę posiedzieć.
~Pamiętaj, że mój tatuś jest tutaj. On nie .... lubi odwiedzin. - widocznie zrobiłam się trochę smutna, bo po chwili usłyszałam głos chłopaka.
~Hej ... czemu się smucisz? Jest aż tak źle?
~Jakbyś nigdy nie słyszał! Często cię widuję, jak przechodzisz i patrzysz z pogardą na nasz dom! - wybuchnęłam i schowałam twarz w dłoniach. Nic na to nie mogłam poradzić. Bolało mnie to, jak ludzie na nas patrzą, wcale nas nie znając.
~Wybacz, nie chciałem cię urazić. Mam na imię Max.
Spojrzałam w górę i zobaczyłam wyciągniętą, przyjazną, ciepłą dłoń.
~Kath ... Katherine. - mój głos się łamał, ale próby uspokojenia się nic nie dały.
~Miło mi. - ten uśmiech. Myślałam, że się rozpłynę. Lub zapadnę się pod ziemię. - Nie płacz, przecież nic się takiego nie stało. Znaczy rozumiem twoją sytuację rodzinną, ale nie chciałem cię w jakikolwiek sposób urazić. Po za tym, nigdy nie patrzyłem na twój dom z pogardą. Po prostu ... szkoda mi cię było. Was.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Nie sądziłam,że ktokolwiek mógł nam współczuć. To było dla mnie nowe doświadczenie tak na prawdę po 2 latach udręk z ludźmi z ulicy.
~Nie spodziewałam się, że ktoś się nami interesuje.
~No wiesz ... nie możesz być taką pesymistką. - znowu się uśmiechnął i znowu miałam ochotę się rozpłynąć. Nie mogę powiedzieć, że uśmiech miał brzydki, wręcz przeciwnie.
~Obawiam się, że nic mi nie pomaga w przeciwstawieniu się mojemu charakterkowi. - stwierdziłam bardzo poważnie, przekonana, że to prawda.
~A ja?
Zatkało mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć i po prostu podeszłam do stołu po szklankę z wodą. Czułam, że on też się nie spodziewał takiej wypowiedzi z własnych ust. Uznałam, że to troszkę śmieszne i się zakrztusiłam pokaźną ilością wody. Podskoczył jakby łóżko go oparzyło i podleciał do mnie jakbym to ja miała być tą "zimną wodą".
~Wszystko w porządku?
~T...aa..k. Ja się tt..ylko zakrztu..siłam. - powiedziałam, nadal się krztusząc i dychając.
~Łatwo ci mówić. To nie ty prawie zginęłaś przez ogórka. - troszkę się oburzył patrząc na podłogę, tak, jakby ten ogórek nagle spod niej wyrósł.
~Haha. Co?
~Jak byłem mały prawię się udusiłem przez kawałek ogórka. - troszkę się zaczerwienił, ale oburzenie nie znikło z jego twarzy. A im dłużej się patrzył na podłogę tym bardziej ten wyraz stawał się wyraźniejszy.
~Świrus. Przestań się tak patrzeć na tę podłogę, bo zrobisz w niej dziurę, a więcej ich nam zdecydowanie nie potrzeba.
~Taa. Też tak myślę. - powiedział rozglądając się po pomieszczeniu. Jakby wystraszony odwrócił się do mnie i z przerażeniem w głosie zaczął przepraszać. - Przepraszam, to nie miało tak zabrzmieć.
~Nic się nie stało. O co się boisz? Przecież to prawda, a na pewno za nią cię nie zabiję. - tym razem to ja się uśmiechnęłam i to on tym razem prawię się rozpłynął. Tak to wyglądało.
~Uf. Kamień z serca. Wolę nie robić sobie wrogów przez mój nie wyparzony język. - wstał, otrzepał się i powiedział. - Wiesz, chyba już pójdę.
~Dobrze, nie ma problemu.
Gdybym wiedziała, co się miało stać, wcześniej w kuchni zabiłabym moją siostrę Alice. Niestety było za późno.

*

Pozbierałam wszystko, Max pomógł mi obgarnąć poddasze i schodziliśmy na dół. Byliśmy na pół-piętrze, gdy to się stało ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz