czwartek, 23 stycznia 2014

Niespodzianka i ponowne spotkanie

Od autorki: Problemy z weną, niestety. Szczerze - nie jestem zadowolona z tego rozdziału, ale lepszego raczej nie wymyślę. Niedługo nowy bohater. ^_^ Może narysuję go i uświadomię wam jak sobie wyobrażam tę postać, kto wie. Wracając do realiów - życzę miłego czytania. 
___________________________________________________________________


Siedzieliśmy w ciszy. Etażerka była już zapełniona pustymi kubkami po gorących czekoladach. Słonce zaczęło już zachodzić. Czerwona kula urządzała nam ciekawe występy cieni. Rozmowa się kleiła, nie mięliśmy problemów ze znalezieniem nowych tematów. Max wpadł na świetny pomysł. Zaproponował przechadzkę po szpitalnym parku. Miałam pewne opory. Mianowicie nie znoszę zimna, a ten październik był wyjątkowo mroźny. Jednak się przygotował. Przyniósł mi swoja najcieplejsza kurtkę i znalazł parę dżinsów, gdy wkradł się do mojego domu. Analizując stan swojej nogi, ubrania, ochronę złożona z kilkunastu pielęgniarek stwierdziłam, ze uda się nam wymknąć i chłód nie będzie mi przeszkadzał. Po za tym na wszelki wypadek będę miała chodzący kaloryfer. Po około 20 minutach skradania pomiędzy kolejnymi rzędami barier zabezpieczających przed ucieczka udało się nam wyjść na zewnątrz. Pobiegliśmy, a raczej Max pobiegł a ja u niego na barana. Co z tego ze raz mnie prawie upuścił? No może tak z 5 razy. Dotarliśmy do najgłębszego miejsca w parku. Usiadłam w miejscy gdzie promienie słońca najłatwiej przedzierały się przez gołe konary drzew liściastych i diabelsko mnie raziły. 
-No chodź na kolana. Daj łapkę. - ten uśmiech zmuszał mnie do wszystkiego. Nawet, jeżeli kategorycznie zaprzeczam w myślach, sprzeciwiam się moje ciało robi zupełnie coś innego. Usiadłam mu na kolanach, ale poczułam się dziwnie. Chciałam wrócić z powrotem na dawne miejsce, lecz nie wyszło. Jego uścisk był zbyt silny i zbyt przyjemny. Zwróciłam twarz w jego stronę i zanim cokolwiek zdarzyłam zrobić już zbliżał się. Usta złączyły się w cudownym pocałunku. Szczerze uważam, ze wyglądaliśmy słodko. Znaczy on, ja w szpitalnym fartuchu i jakiejś tam kurtce raczej niezbyt pięknie. Lepsze to jednak niż nic. Przypomniał mi się prezent, który miałam wręczyć Maxowi już dawno, ale zapominałam. Złoty sygnet z jednym dużym brylantem. Nie ważne jak zdobyłam na niego pieniądze. W złocie wygrawerowany był napis ´love you´. 
-Proszę, to dla ciebie. - pokazał mu pierścień i wcisnęłam do reki. Miał opory by go przyjąć, ale czego się dla mnie nie robi. Z jego twarzy niczego nie dało się wyczytać. Założył sygnet. Stwierdziłam, ze wygląda świetnie. Patrzył się na niego w ciszy i dopiero po jakiś dwóch może dziesięciu minutach się ocknął. Przytulił mnie tak mocno, ze nie mogłam oddychać. 
-Dziękuję. Kocham cie. - zarumieniłam się. Nie na co dzień słyszałam te słowa. Odwzajemniłam uścisk. Robiło się zimno. Zanim zdecydowaliśmy się wracać, personel namierzył nas. Zaczęliśmy iść naturalnie w stronę szpitala, ale gra aktorska nigdy nie była moja najlepsza strona. Zatrzymali nas i wygłosili kazanie. Szukali nas natomiast dlatego, ze pewna rodzina przyjechała by się z nami zapoznać. Dotarliśmy do mojego pokoju. Przebrałam się i pożegnałam z Maxem. Przyjdzie dopiero jutro. Czekam na poznanie swojej przyszłej rodziny. Oby wszystko poszło dobrze.
***
Wyszedłem ze szpitala i pomachałem Cat. Widziałem jak wita sie z nowymi rodzicami. Wydali sie mili. Nie chciałem ich podglądać, wiec oddaliłem się i poszedłem do parku. Zająłem poprzednie miejsce. Siedziałem ponad godzinę nieruchomo. Z niejakiego letargu wyrwała mnie nietypowa staruszka. Pruła powietrze na rowerze nie przejmując się swoim wiekiem. Przejechała obok mnie, ale nagle zatrzymała się z piskiem opon. Zeszła z na prawdę dobrego sprzętu i zaczęła iść w moim kierunku. Kojarzyłem jej twarz, ale nie mogłem sobie przypomnieć gdzie się spotkaliśmy. Dopiero gdy podeszła bliżej rozpoznałem kim jest ta staruszka. Była ta panią która spotkałem w kwiaciarni. 
-Witaj Max. Miło cie znowu widzieć. - serdeczny uśmiech pojawił sie na jej twarzy. Jakoś ta twarz od razu poprawiała mi humor. Uśmiechałem sie mimowolnie.
-Witam. Jak się pani miewa? -wypada sie zapytać, ale na prawdę mnie to interesowało. Sądząc po uśmiechu raczej dobrze.
-A w sumie nawet dobrze. A jak tam z twoja ukochana? - czułem, ze pamięta i próbowałem sie przygotować na to pytanie, ale słowa wcale nie chciały wychodzić z mojego gardła w odpowiedniej kolejności.
-Jest dobrze wszystko. Szczęśliwa jest. Znaczy jesteśmy szczęśliwi. No wie pani o co chodzi. - jąkałem sie i staruszka zaczęła się śmiać. To nie był typowy śmiech wyśmiewania się z kogoś. Raczej serdeczny i wyrozumiały mimo wszystko. 
-Rozumiem. Czyli wszystko się ułożyło. Cieszę się. - uśmiechnęła się. Wciąż zastanawiam się dlaczego tak ja to interesuje. Być może po prostu zwykła ciekawość lub chęć pomocy. Jeżeli jest aż tak miła nie dziwie sie, ze ja to interesuje. Musiałem sie jej wydać żałosny wtedy pod sklepem. 
-No, muszę już jechać. Mam pewna sprawę do załatwienia. Cieszę się, ze znów się spotkaliśmy. - podeszła do roweru i nadzwyczaj zgrabnie na niego wsiadła. - Do zobaczenia! 
Zawołała za mną jeszcze i zniknęła mi z oczu. Wydała mi sie nazbyt podobna do Cat. Po za tym, wcześniej kazała mi ja pozdrowić. Mówiła tak, jakby znała Caterine od dawna. Chce się dowiedzieć dlaczego. Wróciłem do domu i zasnąłem. Śniłem o spotkaniu Cat i tej staruszki. Dziwny sen. Obie były zaskoczone, ale staruszka wyglądała na szczęśliwą. Wyglądał zupełnie jak wizja. Ciekawe czy sen się spełni.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz