Teraz już czas zakończyć nudzenie was moimi rozterkami muzycznymi. Zapraszam do czytania.
Do włączenia poleciłabym wam to - Miss you, Goodbye, Change, Everything.
________________________________________________________________________
Ból i rozżalenie towarzyszą człowiekowi przez całe życie. Rozpacz naznacza sobie pewnych ludzi i zatacza szerokie kręgi nad głowami, oznajmiając wszem i wobec, że ta osoba skazana jest na ziemskie piekło. Piętno, klątwa, którą muszą nosić często zaprowadza ich na granice wytrzymałości. Kończy to najczęściej depresja, zapaść narkomania, alkoholizm lub wszelkie inne sposoby "ulżenia sobie w cierpieniu”. Bzdura. Narkotyki, procenty i cała reszta świństwa wcale nam nie pomaga, a raczej niszczy ciało i umysł. Niestety niektórych rodzajów smutku, stresu i bólu nie da rady zniszczyć nawet alkohol 40-procentowy. Sprawy sercowe to zbyt poważny problem obalający na nasze barki ciężar tysięcy zwalonych drzew. A gdy od ukochanej osoby słyszymy ciche ”Żegnaj” życie staje się nożem wbitym w brzuch. Czymś z czym mamy ochotę wałczyć, jednak celem jest przegrana. Skok pod prujący powietrze pociąg, przecięcie kilku żył i tętnic czy kulka we wrażliwe części ciała to tylko kilka sposobów na cichy koniec. Przeznaczenie każdego człowieka jest inne, każdy określa własna drogę, a to, jaka pójdziemy, wybrać może tylko właściciel danego ciała, umysłu i duszy. Zazwyczaj.
Każdy podmuch wiatru poruszał jego jasnymi kosmkami włosów, które wystawały spod kaptura. Rzucał ciemny, niezwykle głęboki cień na twarz tej zgarbionej, człapiącej osoby. Nie poruszał powiekami, nie zwracał najmniejszej uwagi na szczypiące oczy. Nie były jednak wysuszone. Soczysto zielone oczy zaszły łzami, a iskrzące się w świetle księżyca krople spływały po policzkach młodego, niewysokiego chłopaka. Kurtka niedbale zarzucona na plecy, poszarpane spodnie i niedopięta koszula zwracały uwagę nielicznych przechodniów. Spokojny krok nie świadczył o równowadze we wnętrzu nastolatka. Drżące dłonie, tępy, pusty wzrok i włóczenie się bez celu po mieście wskazywały na poważny problem. Coś się wydarzyło i to COŚ spowodowało zapaść w jego psychice.
-
Jesteśmy połówkami, dwiema zaginionymi częściami.
Nie zostaniemy w miejscu, jesteśmy nomadami.
Zgubiliśmy się, lecz rezygnacja pokażę wrogom nasze słabości.
Poszukamy i odnajdziemy swoje części.
-
Każdy krok dostarczał kolejnych porcji bólu. Dzięki świetle księżyca chłopak mógł iść dalej; bez odrobiny światła chodnik wydawał się być ulicą, co mogło spowodować wypadek. Rozpędzony samochód z łatwością zabiłby nastolatka, zwłaszcza tak drobnego jak on. Starał się wyczuć krawężnik, gdy sąsiad Ziemi chował oblicze za chmurami. Ciemność panowała chwilę nad ziemią, cienie uległy i znikały, a koty polowały na oślepione czernią myszy."Może ja jestem psycholem? Terroryzuję niewinne serca swoim chamskim zachowaniem. Jestem jednak tak cholernie zły, że nie potrafiłbym teraz wrócić tam i ją przeprosić. Gdybym teraz to zrobił pogorszyłbym sytuację. Ale to jej wina! To ona wszystko popsuła! Mogła mu się oprzeć! Lecz tego nie zrobiła. To jej wina!" myślał. Zmarszczył brwi, zacisnął zęby oraz powieki. Wyglądał jak wilk, który obudzony z długiego przyjemnego snu został dotkliwie poraniony. Uderzył pięścią o ścianę jednego z budynków tak, jak tamtego dnia, gdy wyjawił swoje uczucia. Zaschnięta farba poodpadała, a okna zadrżały. Osunął się na ziemię zupełnie bezwładny, niezdolny do kolejnego kroku. Wsłuchany we własne rozszalałe serce oraz żałosny szloch nie potrafił poukładać myśli, które już od tak dawna szamotały się w jego głowie. Szum padającego deszczu pochłonął odgłosy płaczu, a spadające z nieba krople zmyły łzy z rumianych policzków. Napuchnięte oczy nie zarejestrowały pewnej postaci, która rzucała głęboki cień na ścianę sklepu. Doskonale jednak wiedział, kto go obserwuje. Wciąż spoglądając w dół wypowiedział ciche, przepełnione gorzkim gniewem słowa:
-Wynoś się. - szloch załamywał głęboki głos chłopaka. Złość krążąc w krwiobiegu dotarła do serca, wybuch był kwestią czasu, który zdawał się stać w miejscu. Kurczowo zacisnął pięści na dużym kamieniu. Próba powstrzymania okazała się niemożliwa, chłopak znienacka rzucił nim w osobę stojącą tuż przy rogu sklepu. Pod wpływem gwałtownego ruchu kaptur zsunął się z włosów odsłaniając zarówno jasnobrązowe kosmyki jak i twarz. Zielone oczy zasłonięte kotarą łez wyglądały zupełnie martwo - szara zieleń nie wyglądała tak, jak zawsze, dziura po szczęściu wypełniła nienawiść. Wstręt do tej wysokiej osłoniętej cieniem postaci wymuszał na nastolatku grymas bólu. Cierpienie, równie nie znośne jak samotność powodowało kolejne fale łez oraz gorąca. -Powiedziałem coś! - szatyn warknął przez zęby i rzucił mordercze spojrzenie ciemnej postaci, która podeszła kilka kroków bliżej. Z ciemności wynurzyła się blada, ładna twarz. Czarne włosy opadały na dzikie oczy.
-No co ty Max. Przyjaźnimy się przecież. - mężczyzna posłał chłopakowi szyderczy uśmiech. Oboje byli równie wściekli, wojna uczuć pogrążyła kilka serc w otchłani złych emocji.
-Nie zbliżaj się! Nienawidzę cię! Wiedziałeś, jak mi na niej zależy, a gdy tylko nadarzyła się okazja próbowałeś mi ją zabrać! Ty uważasz się za przyjaciela!? - wrzasnął z wyrzutem w głosie. Kolejna porcja łez spłynęła po czerwonych opuchniętych policzkach. Chłopak znalazł odrobinę pozostałej siły, by runąć na fałszywego przyjaciela. Uniósł ciało z mokrej ziemi, rzucił się w stronę mężczyzny z zamiarem mordu.Wymierzony cios został jednak boleśnie zatrzymany - brunet błyskawicznie uchylił się przed atakiem, oplótł ramieniem szyję nastolatka i przycisnął jego ciało do siebie.
-Jak zawsze głupi.
Zapadła ciemność. Błoga cisza pieściła uszy dwóch chłopaków na zabój zakochanych w tej samej dziewczynie. Jeden musi odpaść. Ulec potędze tego drugiego.
***
Woń żywicy zbudziła młodego szatyna z niejakiego letargu. Zapach pobudził komórki do ponownego działania, umysł zaczął rejestrować ból nadgarstków, brzucha oraz kończyn dolnych. Opadająca głowa napotkała coś chropowatego. Rzecz przecięła skórę u podnóża czaszki, stróżka ciepłej krwi popłynęła wzdłuż karku wywołując przyjemny dreszcz. Powieki, wciąż jeszcze zamknięte zmarszczył żałosny grymas lęku oraz chęć ucieczki. Ciche szmery wśród koron drzew, opadające na twarz igiełki zmusiły chłopaka do spojrzenia na otaczającą okolicę. Nieśmiale rozchylił powieki. Przed oczami ukazał się widok niezwykły - wysoki brunet o smukłej twarzy i szczupłej sylwetce klęczał obok swojej ofiary zacieśniając sznur na jej nadgarstkach coraz mocniej. Linia przecięła skórę w miejscach gdzie była najbardziej zaciśnięta. Głęboki jęk wydobył się z otchłani ciała szatyna - ból był nie do zniesienia. Odwaga zebrała się w mięśniach wokół karku chłopaka, uniósł głowę i spojrzał w nieprzeniknioną czerń oczu napastnika.
-W...wiedzia...łem. - rzucił niedbale, zmęczony ciągłym płaczem i utratą dużej ilości krwi. Szkarłatna ciecz poplamiła ubranie chłopaka, czerwone ślady zostawiały potwierdzenie swojej obecności na drzewie, do którego nastolatek był przywiązany.
-Co wiedziałeś? Proszę cię, nie bądź żałosny, chociaż teraz. Zachowaj resztki godności. - prychnął brunet spluwając na swą ofiarę. Odwrócił się na pięcie i podszedł do niskiego krzaka, na którym zawiesił broń - pistolet Colt M1911 kalibru 45. -Idealne? Wybrałem dla ciebie. - przeszywający całe ciało śmiech spłoszył kilka ptaków. Poderwały się gwałtownie do lotu pozostawiając na konarach pióra. Mężczyzna podszedł do nastolatka z bronią w dłoni.
-Zrób to. - szatyn wcale się nie bał, patrzył śmierci w oczy bez najmniejszego cienia lęku. -Kiedyś nadejdzie dzień, gdy zapłacisz.
-Nie rozśmieszaj mnie! To koniec, nie rozumiesz? - syknął obdarowując chłopaka kopniakami. Napięcie wywarło na wysokim mężczyźnie zbyt ciężkie brzemię. -Powiedz dobranoc.
"Ta chwila musiała nadejść. Wiesz, Cat, zawsze myślałem, że jestem najmądrzejszy, że wszystko rozumiem. Teraz rzeczywiście rozumiem. Patrząc na swój własny koniec wiem już, że nie byłem idealny. To właśnie mój debilizm, to kretyńskie zachowanie doprowadziło do takiej sytuacji. Nie boję się śmierci, po prostu wiem, że będziesz cierpieć. Nie chcę tego, lecz jestem zbyt słaby, by postawić się samemu sobie. By uchronić cię przed bólem. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Przyznaję, jestem nikim, ale i tak mnie pokochałaś, bynajmniej na to liczę. Dziękuję ci za każdą spędzoną razem chwilę. Moje, początkowo niekształtne emocje teraz przybierają kształt arki, która płynie ku ukojeniu uciemiężonej duszy. Czas już powitać nowych gości. Żegnaj. A może jeszcze kiedyś się spotkamy?"
Huk. Wystrzał obijał się echem wśród setek drzew, spłoszył stada ptaków. Tylko kruki patrzyły na osuwającego się chłopaka. Patrzył tępo przed siebie, zanim jego oczy zaszły mgłą uronił jedną łzę. To właśnie ona była światkiem miłości nastolatka do pewnej dziewczyny, która wywołała cały konflikt. W tej jednej kropli zawarte jest całe cierpienie, ból, lęk, niepokój, gniew. Wszystkie emocje, których nikt nie chciałby doświadczyć. Oczy jak dwa małe szmaragdy zaszły mgłą. Czyjaś ciepła dłoń opuściła powieki, które już nigdy miały się nie poruszyć. Blade zimne usta już nigdy nie wypowiedzą dwóch pięknych słów, tych, które nadają ludziom sens życia. Jednak to zarówno koniec, jak i dopiero początek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz