wtorek, 11 marca 2014

Bad move

         Od autorki: Ostatnio mój świat ogarnia smutek, więc i moje opowiadania są przepełnione nim. Nie chcę na was zwalać całej depresji, więc część będzie dość ... wesoła lub też normalna. ^^ Polecam włączenie smutniejszej muzyki, jak zawsze, gdy pora na smutne wypociny. Oto kilka przykładów, myślę, że odpowiednich, do owego rozdziału: 
http://www.youtube.com/watch?v=HtNS1afUOnE 
http://www.youtube.com/watch?v=Ra-Om7UMSJc 
http://www.youtube.com/watch?v=u_VsvZmIWxY 
Zapraszam i życzę miłego czytania.


Max, czy ty mnie jeszcze kochasz? Czy ty w ogóle kiedykolwiek coś takiego do mnie czułeś? Może nie zechcesz mnie wysłuchać, ale nie masz wyboru. Potrafię być uległa, lecz teraz, gdy moje myśli wyglądają mniej więcej tak: "jgayxmoyjtrmpmms", nie potrafię tego okazać, muszę postawić na swoim. Nie ustąpię dopóki nie odpowiesz na nurtujące mnie pytanie "Czy kochasz?”. Tak będzie brzmiało. Odpuszczę, gdy usłyszę odpowiedź. Nie możesz mnie ignorować, w końcu coś pęknie. Wiem to, czuję całym ciałem. Jeśli zamierzasz powiedzieć "Nie kocham cię i nie kochałem" to dlaczego nie zrobiłeś tego wcześniej? Zaoszczędziłbyś cierpienia osobie, która ci zaufała, która kocha cię nad życie. Oczywiście, przecież cudownie jest śmiać się komuś prosto w twarz, aczkolwiek lepiej w twarz niż za plecami. Mam jednak skrytą nadzieję, że powiesz "kocham". Iskierka tego uczucia tli się głęboko na dnie mojego serca.
                                                                                  ***
        Pamiętam, że biegłam. W szalonym pędzie marzeń nie zwracałam nawet uwagi na potknięcia. Nadzieja dostarczała cukrów do mięśni, lecz te i tak rozdzierał piekielny ból. Po kilku kilometrach plątałam się w uliczkach, nie potrafiłam rozpoznać ani jednej dzielnicy, ponieważ rozpacz zasnuwała mój umysł mgłą, natomiast zwiastuny zła, kruki, przysłaniały zdrowy rozsądek. Byłam zlepkiem pomylonych emocji, uczuć zupełnie do siebie nie pasujących. Chodzący chaos wpadał na przypadkowe osoby nawet nie wymrukując jakże ważnego słowa "przepraszam". Spuchnięte od płaczu oczy nie wypatrywały znajomych twarzy, krążyły w oczodołach tak bezsensu, bez celu. Po prostu. Uderzyłam o coś, a raczej o kogoś. Stanęłam przed kimś wysokim i dobrze zbudowanym. Spoglądałam w dół nie oczekując nawet słowa pocieszenia. Gapiłam się tępo w przemoczony chodnik, jak ciele na malowane drzwi. Nie odnalazłam w sobie odwagi by spojrzeć w oczy wysokiej postaci. Ból i świadomość, iż to właśnie przez nią stało się tak, a nie inaczej były zbyt silne, zbyt głośno dudniły w mojej głowie. Z chwili rezygnacji, z chwili śmierci wyrwał mnie subtelny dotyk ciepłej dłoni, która błądziła po zarumienionym policzku wycierając strużki łez. Miękka skóra wyglądała w świetle latarni tak pięknie, tak cudownie, a jednak nie potrafiłam tego docenić. Nie wtedy, gdy serce rozdzierał okropny ból samotności. Zamyślona nie poczułam nawet dotyku jego wilgotnych warg, które łapczywie próbowały mnie zahipnotyzować swoim urokiem. Początkowo uległam, nie potrafiłam się sprzeciwić. W jakiś sposób ON odczytał moje myśli, moją niemal doskonale ukrytą prośbę o pomoc. Pocieszenie przyszło, lecz nie w takiej postaci jakiej oczekiwałam. Przebudziłam się. Wreszcie poczułam ramiona przyciągające mnie do zachłannej osoby, poczułam chropowate, choć miękkie usta. Wreszcie poczułam żal do samej siebie i to pomogło, znalazłam w sobie odwagę, by się postawić. Pomimo, że pocieszenie było niezwykle przyjemne, pomimo, iż w głębi duszy tego chciałam, musiałam skończyć. Choć rękę mam ciężką nie potrafiłam go uderzyć. Odepchnęłam tylko i uciekłam. Nie spojrzałam za siebie, gdybym to zrobiła, zapewne nogi same pokierowałyby mnie z powrotem ku wspaniałemu ukojeniu. Wściekła na własne zachowanie biegłam roniąc kolejne kryształowe krople, które zdawały się zastygać na policzkach. Nie chciałam już cierpieć. Niestety los nie zwraca uwagi na nasze widzi mi się. Niestety...

*
Dotykam, lecz nie czuję.
Patrzę, lecz nie widzę.
Ukryta pomiędzy cierniami własnego serca.
Słucham, lecz nic nie słyszę.
Kosztuję, lecz jestem nic nie warta.
*


         Jeśli chciałam sobie ulżyć zastępując Maxa pierwszym lepszym znajomym, pogorszyłam tylko sytuację. Za chwilę słabości powinnam zapłacić i ten czas wreszcie nadejdzie. Nie chcę czekać, lecz nie mam wyboru. To Bóg naznacza pokuty, jednak, gdy spostrzegłam swój wyrok...nawet czas nie mógłby załatać takiej dziury.
        Bieg zupełnie wyczerpał moje siły, nie zostało we mnie ani grama energii. Padłam na ziemię przy pierwszym większym drzewie. Znalazłam ukojenie właśnie pośród drzew - ich wspaniała woń uspokoiła myśli oraz ciało. Dreszcze zniknęły, drgawki jeszcze od czasu do czasu nawiedzały dłonie, jednak było to wywołane przemęczeniem. Jedyne co pozostało, pomimo kuracji zapachem, to złe przeczucie. Wciąż nie do końca przytomna po pocałunku ze strony dziwnej osoby usłyszałam ryk syren i warkot silników. Policja mkła pomiędzy drzewami wąską ścieżką. Na początku nie zwróciłam na to uwagi, lecz intuicja postawiła mnie na nogi i popchnęła do przodu. Podążałam za dźwiękiem "ijo-ijo". Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, ale na szczęście lub też właśnie na nieszczęście szybko dotarłam na miejsce wypadku. Samochody zasłoniły widok, widziałam tylko policjantów, pałętających się pomiędzy samochodami, zwykłych cywili oraz ratowników medycznych, którzy z karetek wyjmowali nosze i czarne worki, nic więcej. Podeszłam bliżej. Zanim funkcjonariusze mnie spostrzegli zobaczyłem za dużo - brązowe kosmyki włosów oraz znajomy zarys twarzy. Strużka...strużka krwi na policzku wyglądała zupełnie jak łza. Nie wytrzymałam, potknęłam się o własne nogi i z hukiem runęłam na ziemię. Szkoda, że nie z ósmego piętra na chodnik, nie musiałabym cierpieć. Zacisnęłam pięści na pożółkłej ściółce, połamałam w dłoni kilka niewielkich gałązek. Świat w jednej chwili gwałtownie, bez zapowiedzi opadł na moje barki, przytłaczając mnie swoim ciężarem. Było zbyt ciężko, już nie mogłam wytrzymać, opieranie się byłoby bezsensowne. Straciłam przytomność.

*
Mamy tylko jedno życie, więc czy zmiana go nie byłaby marnotrawstwem?
Czy nie byłby to przejaw egoizmu?
*

        Pierwsze, co zobaczyłam to ciemność. Przytłaczająca ponura chmura smutku opadająca na moje słabe jeszcze ciało dobijała mnie do końca. Próba otworzenia powiek zakończyła się fiaskiem - drażniące światło żarówek wdarło się przez źrenice do wnętrza oka. W umyśle zobaczyłam jego, uśmiechniętego Maxa. W kilka sekund rzęsy były mokre, tłamszenie w sobie łez bolało. Spojrzałam pytająco na ratowników, próbowałam wymusić z nich jakąś informację, lecz tchórze po prostu spuścili wzrok. Nie czekałam na pozwolenie, wstałam z niewygodnych noszy i wyskoczyłam z karetki. Ciemność pochłaniała jeszcze świat swoją zachłanną paszczą. Po chwili przyzwyczaiłam oczy do panujących warunków i ujrzałam, zobaczyłam coś, czego wcale nie miałam ochoty zobaczyć. Jedyny koszmar, po którym bałabym się ponownie zasnąć właśnie się ziścił. Spojrzałam na bladą twarz osoby, którą kocham ponad życie. Nie do końca przyswoiłam do siebie myśl o jego śmierci. Zerknęłam na przymknięte powieki, na martwe usta, które już nigdy miały się nie poruszyć. To bolało. To na prawdę cholernie bolało. Podeszłam, a raczej przyczłapałam się bliżej martwego aczkolwiek wciąż pięknego chłopaka. Pomimo śmierci, która na pewno rozdzierała jego ciało piekielnym bólem, jego twarz wyglądała spokojnie. W mojej głowie pojawiły się różne pytania retoryczne "dlaczego?", "jak?", "kiedy?". Podeszłam jeszcze bliżej, wyciągnęłam dłoń próbując przełamać rozpacz oraz lęk. Na opuszkach palców poczułam paraliżujący chłód bladego policzka. Dotyk wyrwał mnie z amoku, rozwiał wszelkie wątpliwości. W zamian poczułam jednak wszechobecną pustkę, samotność. Dziurę po obecności Maxa wypełniał obraz jego zimnych ust, bladych policzków i nieruchomych powiek. Nie do końca wiedziałam, co robię. Jak się później okazało, zaczęłam potrząsać ciałem Maxa prawie je rozrywając na drobne części. Byłam po prostu wściekła, zostawił mnie akurat po kłótni, gdy nie zdążyłam go nawet przeprosić.
Przypominając sobie ostatnie słowa, które skierowałam ku chłopakowi, oceniłam swoją bezgraniczną głupotę i debilizm. Zamarłam w przerażającym poczuciu winy, to na pewno z mojego powodu tak się stało. To przeze mnie Max teraz...
-Maaa-aax! - wrzasnęłam, krztusząc się łzami. Opadłam na ziemię tuż przy jego twarzy. Nie obchodził mnie odór zwłok, zimno oraz ból jaki czułam. Po prostu okładałam drzewo pięściami nie zwracając uwagi na poprzecinaną skórę. Łzy spływały po moich czerwonych policzkach strumieniami, od ciągłego płaczu bolała mnie głowa oraz oczy. Napuchnięte i wyraźnie odmoczone powieki omawiały posłuszeństwa, opadały mimowolnie. Zanim całkiem odpłynęłam poczułam dotyk, tak pocieszający jak miliony komplementów. Ciepłe delikatne dłonie gładziły moje złociste włosy nasycając całe iało spokojem, o którym już tak dawno zapomniałam. Doskonale wiedziałam kto przyszedł mi na pomoc. Wymacał drugą dłoń przybysza i mocno ją zacisnęłam swoją własną. Opadłam na ciało pocieszyciela, wtuliłam zmordowaną twarz w pachnącą drogimi perfumami koszulkę i upoiłam się owym cudownym zapachem. Najgorsze w tym wszystkim było to, że tuż obok martwego ciała Maxa wylewałam smutki wtulona w jego przyjaciela.
-I-Ivo - wydukałam tłamsząc na chwilę łzy. Odwaga na kilka sekund odnalazła drogę do umysłu, spojrzałam więc na twarz cudownej osoby. Zwykle ciemne oczy w tamtej chwili mieniły się milionami kolorów, nie potrafiłabym ich wszystkich zliczyć. -Będzie dobrze, prawda?
Zadałam pytanie, na które koniecznie potrzebowałam odpowiedzi, a jednak jej nie usłyszałam. Wiało ciszą, pustką oraz chłodem. Zarówno słodycz, jak i cierpienie w jednym. Poczułam nacisk silnych ramion, które objęły mnie wzdłuż talii. Zupełnie uległam, pozwoliłam się prowadzić.
-Ja się nią zajmę - usłyszałam troskliwy, głęboki głos, z powodu którego rozpływałam się. Zanim znikliśmy z miejsca zabójstwa, zerknęłam jeszcze ostatni raz na Maxa, bo w końcu już nigdy miałam go nie zobaczyć. Akurat gdy odwróciłam wzrok, policjant przykrywał ciało chłopaka czarnym workiem. Nogi się pode mną ugięły. Na szczęście była przy mnie jedyna osoba, na której mogłam wtedy polegać. Przytrzymała moje zupełnie bezwładne ciało w czasie zapaści. Nie pamiętam, jak znalazłam się w domu. Tylko jeden problem - ja w ogóle nie dotarłam do swojego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz